Każdy z nas jest w czymś dobry i jak to się potocznie mówi – ma swojego konika. Jednym z moich większych zainteresowań są kulinaria i gotowanie. Nie jestem z zawodu kucharzem, ale bardzo dużo czasu spędzam w kuchni i pichcę sobie coś prawie codziennie. Niesie to za sobą mnóstwo korzyści i można w przyjemny sposób zabić czas. Na dodatek żona jest wniebowzięta, gdyż odpada jej jeden z obowiązków, które są gdzieś odgórnie niesłusznie przypisane kobietom. Gotowanie sprawia mnóstwo radości i daje możliwość przyrządzenia sobie pysznych i zdrowych potraw. Gdy zastanowimy się głębiej nad tym, ile razy jemy coś na mieście, to chwytamy się za głowę.
Produkty, które z reguły dostajemy w budkach typu fast food, są wysoko przetworzone i zakonserwowane. To fakt, że jedzenie na mieście smakuje bardzo dobrze i przyznać trzeba, że chyba każdy z nas odczuwa czasem pokusę zbłądzenia i wejścia do budki z kebabem. Jednakże w pewnym wieku w mojej głowie coś się pod kontem odżywiania zmieniło. Oceniam tę zmianę na plus, gdyż kupowanie sobie samemu produktów i gotowanie dla całej rodziny, to pewność, że nikt się niczym nie zatruje i że wszystko co przyrządzę, będzie z wiadomych składników i wiadomego pochodzenia. Jednym z moich koników jest domowy bigos na kwaśnicy. Sekretem jest receptura, którą sobie sam opracowałem.
Głównymi składnikami mojego bigosu są kapusta kiszona w beczce przez kilka miesięcy, wino oraz suszone grzyby własnego zbioru. Jak zrobić bigos, by każdemu smakował, to dla mnie nie problem i opanowałem już ten przepis do perfekcji. Zawsze gdy zabieram się za tą potrawę, to znoszę ze strychu wielki garbek, do którego wejdzie około 50 litrów bigosu. Uważam bowiem, że gdy przyrządzam już coś tak pysznego, to warto było by się tym raczyć trochę dłużej, niż jeden czy też dwa dni. Bigos, którego nie uda nam się zjeść, pakujemy do słoików i dajemy do lodówki. Kapusta kiszona sprawia, że jest on niemal jak zakonserwowany i przynajmniej przez miesiąc nie grozi mu zepsucie się, oraz pleśń.